Rozpoczęło się dla dziewiętnastoletniej Maryli żmudne szukanie drogi; rzecz ta nie była łatwa, Maryla nie mogła, tak jak inne, zapukać do furty klasztornej i być przyjętą, Pan Bóg postawił ją w niezwykłych warunkach, jakie zaistniały na ziemiach polskich w drugiej połowie XIX wieku, na terenie zaboru rosyjskiego.
Ucisk polityczny ze strony rządu zaborczego wzmógł się jeszcze bardziej po upadku powstania styczniowego, coraz nowe ukazy carskie ograniczały wolność narodową i religijną. W szkołach zabroniono mówić po polsku, za każde polskie słowo karano.
W Kościele następowały coraz dalej idące ograniczenia. Dla przykładu podać można następujące fakty: biskupom i kapłanom nie wolno było utrzymywać kontaktu ze Stolicą Świętą. Za każde znalezione pismo z pieczęcią z Kurii Rzymskiej czekało więzienie albo zsyłka na Syberię. Wiele stolic biskupich nie posiadało własnych pasterzy, gdyż na obsadzenie ordynariusza konieczne było pozwolenie i zgoda na danego nominata ze strony rządu. Niektórzy nominaci długo czekali na konsekrację, ponieważ nie można było zebrać na raz trzech biskupów, co dokładnie opisuje biskup Mieczysław Ledóchowski w swoich pamiętnikach. Do seminarium duchownego można było przyjmować kandydatów tylko wtedy, jeśli uzyskali już pozwolenie rządu. Nawet na uroczystą prymicyjną Mszę św. trzeba było mieć pozwolenie.
Kasacie ulegały klasztory, a konfiskata majątków kościelnych liczyła się na tysiące rubli.
Z drugiej strony struktura społeczno-gospodarcza kraju ulegała coraz dalej idącym przeobrażeniom. Industrializacja kraju powodowała przegrupowanie ludności.
Z przepełnionej wsi szły do miasta szeregi ludzi, szukających pracy i kawałka chleba. Nowe warunki dużych miast często utrudniały im życie, a wyrwani ze wspólnoty wiejskiej i środowiska rodzinnego potrzebowali opieki, aby nie zatracić wartości moralnych, narodowych i religijnych i zdobyć pozycję społeczną.
Szlachta, utraciwszy swoje majątki z różnych powodów, przenosiła się do miasta i tworzyła tam grupę inteligencji. Z tym łączyło się szukanie pracy i przygotowanie do niej szczególnie kobiet, które utraciwszy swoją pozycję społeczną, a często i mężów w powstaniu, zmuszone były do pracy, aby utrzymać siebie i rodzinę.
Zaczęły się również interesować zagadnieniami społecznymi i nieść pomoc słabszym od siebie.
W tych warunkach powstawały różne stowarzyszenia i zakłady dobroczynne oraz zakłady wychowawcze, tzw. pensje, które dawały wykształcenie średnie i przygotowywały do życia, wychowując dziewczęta w atmosferze głębokiej religijności i umiłowania tradycji narodowych. Na tych pensjach wychowało się wiele przyszłych założycielek zgromadzeń zakonnych. Był to czas, kiedy Bóg chciał obudzić ducha religijnego i odnowić życie zakonne na ziemiach polskich, za pomocą idei franciszkańskiej, wcielanej w życie w nowej formie, której inicjatorem był o. Honorat z Białej, kapucyn.
W ramach wspomnianych pensji powstało pierwsze Zgromadzenie bezhabitowe Posłanniczek Królowej Serca Jezusowego, któremu dala początek pani Józefa Chudzyńska razem z hr. Cecylią Plater-Zyberk. Pani Chudzyńska wychowywała dzieci pani Zofii Gliszczyńskiej w Nowym Dworze Mazowieckim, obie zaczęły prowadzić życie zakonne pod kierunkiem o. Honorata. Z czasem Zofia Gliszczyńska wycofała się, a Józefa Chudzyńska złączyła się z hr. Cecylią Plater-Zyberk, która prowadziła od 1859 r. Szkołę Rzemiosł przy ul. Pięknej 24 w Warszawie. Józefa Chudzyńska przyjmowała aspirantki jako nauczycielki. Z polecenia o. Honorata, jedna z członkiń, pani Felicja Czyż wyjechała do Wilna i tam poczęła organizować życie zakonne. Z grona przez nią kierowanego wyłoniło się późniejsze Zgromadzenie Córek Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny (sercanek), o którym już wyżej była wzmianka. W Wilnie, pani Felicji Czyż pomagał w tej pracy ks. Wincenty Kluczyński, profesor seminarium. On kierował duszami i wskazywał drogę, jaką mają obrać, skierowując je do pani Czyż. Był on, jak wiemy, duchowym kierownikiem Maryli Witkowskiej.
Niełatwe było, w wyżej opisanych warunkach, odnalezienie właściwej drogi, a tym bardziej, jak później zobaczymy, organizowanie nowego Zgromadzenia, w formie dotąd nieznanej w Kościele.
Maryla gotowa na wszystko z ufnością oddała się Bogu i czekała sposobnej chwili, w której sam jej wskaże kierunek, tym bardziej, że trudności ze strony rodziny były duże, a sił fizycznych niewiele.
Prawdopodobnie ks. Wincenty Kluczyński, znając dobrze tę młodą duszę i jej pragnienia, a równocześnie będąc kierownikiem akcji pobożnej, prowadzonej przez o. Honorata, po porozumieniu się z Felicją Czyż zadecydował, że Maryla pójdzie na Piękną. Pisze o tym Matka Róża Aniela Godecka w liście do Leontyny Heleny Gałeckiej. List został zacytowany w Życiorysie św. pam. Matki Maryli Witkowskiej, Fundatorki Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus (s. 7): "Pamiętam, jak wstąpiłam do sercanek, opowiadała mi nasza siostra śp. Alojza [Maria Puzynowska 1858-1925], o Maryni Witkowskiej, która poszła na Piękną. Wtedy opiekunką sercanek w Wilnie była pani Felicja Czyż i zabierała wszystkie, które jej w oko wpadły, na Piękną. To samo spotkało i Marylę. W tym czasie zapewne udała się do Ojca [Honorata], który ją zatrzymał dla was".
Był to rok 1885. Maryla zdecydowała się opuścić dom rodzinny, już teraz bez łez, choć z wielkim bólem w sercu. Wyjazd ten był upozorowany przed rodzonym ojcem nauką, a więc Marynia po raz drugi miała być uczennicą na pensji w Warszawie. Ojciec, pragnący dać dziecku wykształcenie, tak potrzebne w tym czasie, o czym świadczy charakterystyka stosunków ówczesnych, zgodził się na jej wyjazd i ponoszenie kosztów z nim związanych. Marynia szczęśliwa, że wreszcie będzie mogła oddać się służbie Bożej i przygotować się do późniejszej pracy apostolskiej, znalazła się na Pięknej w Warszawie, w zakładzie hr. Cecylii Plater-Zyberk, gdzie uczyła się prawdopodobnie kroju, bo zakład posiadał szkołę rękodzielniczą. Tu została przyjęta na aspirantkę, rozpoczęła się próba, która nie skończyła się osiągnięciem upragnionego celu. Nowy bolesny zawód. Maryla po kilku miesiącach wróciła do domu na wieś, do Starego Sioła. W zakładzie zdrowie młodej aspirantce nie dopisywało i sama nie czuła się jakoś dobrze. Stale wracało pytanie, czy tu mam pozostać, czy Jezus tego chce. Wszystko tu jednak było dla niej obce i nie pociągało jej serca.
Musiała powrócić i zrobić nowy zawód ojcu, który przestał wierzyć córce i oczekiwać chwili ukończenia jej nauki. Bóg, mając względem niej inne zamiary, sam kierował jej życiem, choć wtedy tego nie rozumiała i ciągle szukała drogi.
W czasie pobytu w zakładzie hr. Cecylii Plater-Zyberk pojechała prawdopodobnie do Zakroczymia. Taki był wtedy zwyczaj, że każda kandydatka udawała się do spowiedzi do o. Honorata, aby przekonać się o swoim powołaniu i otrzymać skierowanie do jednego ze zgromadzeń. Jakie było to pierwsze zetknięcie się Maryli z o. Honoratem, jej przyszłym kierownikiem duszy, który jej objawił wolę Bożą i wskazał drogę od dawna szukaną, tego dziś nie wiemy. Pewne jest, że od tej chwili była z nim w ciągłym kontakcie, on decydował o wszystkim za zgodą jej woli.
Po powrocie do domu wstąpiła Maryla do sióstr sercanek jako stowarzyszona. Przypuszczać można, że już wcześniej do nich należała, będąc z nimi związana Przez ciotkę swoją Stanisławę Baranowicz. Tak czy inaczej, po powrocie była sercanką. Zabrała się znowu z ufnością do pracy nad sobą, czytała książki religijne, robiła rachunki sumienia i ćwiczyła się w cnotach.
Jedna z sióstr sercanek wspomina, że była zbudowana oskarżeniem się Maryli na kapitule. Maryla powiedziała: "przystępując do Komunii św. odchyliłam chustkę, aby ludzie widzieli, jaka jestem ładna".
Pod kierunkiem przełożonych, wierna poruszeniom łaski szła krok za krokiem po drodze doskonałości i zaparcia. Często w serdecznych rozmowach z Panem Jezusem wyrażała Mu swoją radość, że raczył ją przyjąć na swoją służbę.
W Zgromadzeniu szybko zjednała sobie serce przełożonych i sióstr, które po jej odejściu wyrażały swoje przywiązanie, a równocześnie żal, dając świadectwo ojej dobroci, a nawet świętości.
Matka Paula Małecka, Założycielka sióstr sercanek tak pisze o niej: "Maryla była to jedna z niewielu dusz, którym Bóg daje łaskę pociągania wszystkich: starszych, młodzieży i dzieci. Ona miała to w sobie; była ładna, a nade wszystko posiadała wdzięk świętości". Inna siostra, Matka Agnieszka Kaczanowska pod koniec swojego życia pytana, co pamięta o Maryli, powiedziała: "Maryla była dla nas zbudowaniem, wszystkie ją bardzo kochałyśmy i razem z nią cierpiałyśmy nad tym bardzo, jak o. Honorat zabrał ją od nas na założycielkę nowego zgromadzenia".
Dni płynęły spokojnie, a szczęśliwa próbantka z całym zapałem oddawała się pracy apostolskiej w kole sióstr zjednoczonych i dziewcząt grupujących się wokół Zgromadzenia Sercanek. Zdaje się, że mieszkała nadal w Starym Siole u rodziców, z tym jednak, że często bywała u ciotki w Wilnie. Rodzice, choć niezadowoleni, zmuszeni byli zgodzić się ze stanowczą wolą córki, pełnej dla nich miłości i szczerego przywiązania. Zawsze jednak stawiali swoje racje, którym Maryla ulegała, o ile tylko mogła. W duszy swojej często słyszała głos Boży, wzywający ją do gotowości przyjęcia wszystkiego, co jej Bóg raczy zesłać. Nie przypuszczała, że było to przygotowanie do nowego wezwania Bożego. Nie zastanawiała się nad tym, nie myślała o szukaniu nowej drogi, z całą ufnością oddawała się pracy w Zgromadzeniu. Zdrowie jej zawsze wymagało odpoczynku i opieki, dlatego też w tym czasie wyjechała na kurację do Druskiennik, gdzie odwiozła ją Bronisława Stankowicz, Założycielka Zgromadzenia Sióstr od Aniołów (anielinek) w Wilnie, która tak pisze: "Na prośby Matki Pauli Małeckiej, odwiozłam Marylę do Druskiennik na kurację, czym ktoś z rodziny miał się zająć, ale nie dopisał. W drodze pokazała mi Maryla małe książeczki, jedna z nich Eduard Henry Manninga O ufności w Bogu i mówiła, że z niej uczy się żyć, a nawet robi rachunek sumienia; dając mi do przejrzenia tę książeczkę, prosiła, żebym nie czytała notatek robionych na marginesie, bo to moje grzechy tam zapisane, z tego się spowiadam".
Prawdopodobnie po powrocie udała się Maryla do Zakroczymia na rekolekcje. Był to rok 1886. Pan Jezus pragnął wezwać ją do nowego posłannictwa i przez usta o. Honorata mówił jej "pójdź za mną", wiesz przecież, że cię zawieść nie mogę, a słabe twoje siły ja sam umocnię.
Tymczasem o. Honorat przygotowywał nowe kandydatki do tego Zgromadzenia, którego celem była praca wśród klasy rękodzielniczej, zatrzymywał je na świecie i czekał cierpliwie, aż Bóg sam skłoni serce Maryli do przyjęcia Jego woli oraz da jej miłość macierzyńską i siłę do podjęcia tego wielkiego zadania.
Początkowo Maryla nie chciała nawet myśleć o tym, sądząc, że jest niezdolna do tak wielkiego zadania. Kiedy o. Honorat, a jeszcze więcej Matka Elżbieta nakłaniali ją do opuszczenia sióstr sercanek i polecili jej słuchać, co w rekolekcjach usłyszy, Maryla posłuszna, pilnie słuchała głosu Bożego na modlitwie, ale mówiła: "nic nie rozumiem, jaka wola Boża, a tak kocham Zgromadzenie swoje, że jeżeli wyjdę, sercem w nim pozostanę". W końcu jednak pochyliła głowę, posłuszna kierownikowi swej duszy, wierząc słowom Pana Jezusa, że "kto was słucha, mnie słucha", i podjęła się tego trudnego zadania.
W sierpniu 1886 roku mogła już Matka M. Elżbieta Anna Stummer napisać do s. Teresy Filomeny Herman-Iżyckiej, która przyjęta do obłóczyn 15 lutego 1886 r. czekała na Założycielkę, aby od tej chwili zwracała się do pani Marii Witkowskiej jako do swojej przełożonej.
Pod koniec roku 1886 Maria Witkowska już jako Matka pojechała do Wilna, by zacząć organizację powierzonego jej dzieła.
Teresa Herman-Iżycka i inne siostry były zachwycone jej wdziękiem i miłym obejściem i szczęśliwe z poznania swojej duchowej Matki.
Maryla zatrzymała się kilka dni u sercanek i tu odbywała z siostrami sprawozdania i kapituły, a od siostry Teresy przyjęła pierwszą w Zgromadzeniu obietnicę wierności. Maryla miała wtedy 20 lat życia. Młode to dziewczę pełne zapału i gorliwości, nie mając jednak życiowego doświadczenia, posłuszeństwem kierownikowi duszy wezwane do organizowania nowego Zgromadzenia, wiele musiało wycierpieć, zanim się odważyło na ten krok tak stanowczy, aby opuścić Zgromadzenie sercanek, do którego przylgnęło całą duszą i pójść tworzyć coś nowego.
Zgodę swojej woli złożyła w ręce Boże, ale czekała ją jeszcze bolesna próba, która miała oczyścić Jej serce i doprowadzić do heroizmu w posłuszeństwie Bożemu wezwaniu.
za: K. Trela, Za wolność Kościoła. Sługa Boża Franciszka Maria Witkowska, Warszawa 2005.
za: K. Trela, Za wolność Kościoła. Sługa Boża Franciszka Maria Witkowska, Warszawa 2005.