XI. Duchowy charyzmat

Nadprzyrodzone bogactwo duszy, całkowicie oddanej Bogu, nie może pozostać ukryte, ono musi koniecznie promieniować i rozlewać się z obfitością na inne dusze, zagarniać je i pociągać w tę wielką i niezgłębioną przepaść doskonałości i miłości Bożej.

Dusza posiadająca tę nieogarnioną wartość wewnętrzną czuje nieprzepartą siłę, aby się dawać innym, a im więcej rozdaje, tym więcej się bogaci i napełnia wszelką obfitością Bożą, bo zdolność przyjmowania ciągle w niej wzrasta.

Bóg powołując duszę do wykonania jakiegoś zadania, wyposaża ją w odpowiednie uzdolnienia, sprawności duchowe i naturalne, dostosowane do jej powołania.

Nic więc dziwnego, że powołując Matkę Franciszkę Marię Witkowską na założycielkę nowej rodziny zakonnej, napełnił jej serce nader obfitą łaską i płomiennym zapałem apostolskim. Jej życie wewnętrzne, jej umiłowania miały się stać treścią życia z Bogiem wielu dusz. One to właśnie stanowią to, co określamy duchem danej rodziny zakonnej.

Duch Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus, według określenia Dyrektorium, to płomienna ideologia Ewangelii świętej.

Ten duch Ewangelii zawsze i po wszystkie czasy był podstawą wszelkich reguł zakonnych. Między Ewangelią a Regułą jakiegoś zakonu nie ma i nie może być rozbieżności, bo każdy zakonodawca oparł się na słowach Boskiego Mistrza, uwypuklając w swojej regule i podkreślając tę lub inną cechę charakterystyczną nauki ewangelicznej.

Św. Franciszek z Asyżu wskazał na ubóstwo jako drogę dojścia do doskonałości; u św. Benedykta podziwiamy jako rys główny jego Reguły szukanie Boga przez odwrócenie się od siebie i dążenie do zjednoczenia z Nim, św. Dominik prawdę bierze za herb swego Zakonu, a posłuszeństwo jest tak charakterystyczną cechą jego synów, że na tym jednym ślubie poprzestają i w nim widzą alfę i omegę życia zakonnego; św. Teresa z Avila postawiła miłość Chrystusa jako cel i środek świętości i w niej widzi wszystko, a św. Ignacy Loyola swego ducha rycerskiego tchnie w uczniów swoich, zdobywanie dusz dla Króla Niebieskiego będzie zawsze cechą szczególną Towarzystwa Jezusowego.

Matka Franciszka, organizując Zgromadzenie Sióstr Imienia Jezus pod kierunkiem o. Honorata, rzuciła mu hasło: "Na większą chwałą Boga w Eucharystii ukrytego". To hasło jest streszczeniem jej życia wewnętrznego i ducha, jaki tchnęła w swe córki, Najświętszy Sakrament stał się centrum, do którego zmierza to całe jej życie.

W Dyrektorium mówi: "Niech siostry cały zapał swej miłości zwrócą ku Niemu i obiorą sobie za cel swego życia Przenajświętszy Sakrament i Jego uwielbienie, pragnąc ofiarą z siebie i wszelkim aktem czci zewnętrznej, nieustannie pocieszać Jezusa" (§ 234). "Nade wszystko niech ta cześć Przenajświętszego Sakramentu i to pragnienie pocieszania Pana Jezusa pobudza nas do ciągłej pracy nad sobą, aby osiągnąć najwyższe szczyty doskonałości i najmniejszym nawet brakiem miłości nie ranić jego Serca. Niech to zachęca Siostry do ciągłych poświęceń, do nieustannej pracy i do płomiennej żarliwości o zbawienie dusz" (§ 250).

Tu rodziła się gorąca miłość Boga i bliźniego, która prowadziła duszę Matki do całkowitego wyniszczenia i zaparcia się siebie. Tu zmierzało franciszkańskie ubóstwo i doskonałe posłuszeństwo, tu kryła się tajemnica płodnego apostolstwa, które nieustannie wychodziło naprzeciw ludziom z pracy rąk żyjącym. Tu budziło się pragnienie poświęcenia dla dzieci i młodzieży rzemieślniczej. Tu nabierała barwy chrześcijańskiej praca, tu odnajdywała swoją wartość. Tu rozwijał się duch ukrycia przed światem, cichości i zadośćczynnej ofiary.

Z uwielbieniem Tajemnicy Ołtarza łączyła Matka Franciszka kult Przenajświętszego Oblicza i ducha wynagradzania. Cześć Najświętszego Oblicza i wynagrodzenie były niejako dopełnieniem kultu Najświętszego Sakramentu.

Na Orędowniczkę, Patronkę i Matkę swojego dzieła obrała Matkę Bożą - Wspomożenie Wiernych, oddając wszystko w Jej ręce, aby Ona kierowała i prowadziła jej duszę i dzieło do Jezusa.

W końcu złożyła w ofierze za Kościół święty swoje życie i Zgromadzenie, a wszystko to czyniła na większą chwałę Boga w Eucharystii ukrytego.

Modlitwa, praca, apostolstwo, to trzy obowiązki Sióstr Imienia Jezus, "które prowadzą życie ukryte przed światem, nie okazując na zewnątrz żadnych oznak swego powołania. Życie pracowite, utrzymując się z pracy rąk własnych; życie pokutne, znosząc wszystkie trudności wynikające z ukrycia i ubóstwa, a przede wszystkim życie połączone, zachowując równowagę między pracą nad bliźnimi i nad swoim własnym postępem duchowym" (Dyrektorium).

Ten duch żywej wiary i świętego zapału ożywiał serce Matki i prowadził ją do coraz ściślejszego zjednoczenia z Bogiem i wyniszczenia się dla Niego w ukryciu przed światem i w apostolskiej pracy.

1. Eucharystia, cześć Najświętszego Oblicza i wynagrodzenie

"Ja pragnę, aby to Oblicze ukryte w Przenajświętszym Sakramencie było centrum, koło którego wszystko się obraca i do którego wszystko zmierza" - pisała Matka Franciszka Maria Witkowska do o. Honorata, bo głęboko odczuła i zrozumiała tę Moc i Miłość Boską, działającą w sposób ponad-ludzki, a to zrozumienie doprowadziło ją do umiłowania tajemnicy Eucharystii, gdyż umiała w pokorze skłonić głowę przed Miłością, która w tym Sakramencie przychodzi do ludzi w formie tak niezwykle prostej.

Wierzyła, że w nim jest obecny Sam Dawca łaski, Jezus Chrystus, razem z ciałem, duszą i Bóstwem.

Ta głęboka wiara w rzeczywistą obecność Pana Jezusa była siłą kształtującą w jej duszy nadzieję i miłość. Ona zapewniała ją, że "Eucharystia jest nie tylko dziełem Bożej Wszechmocy - jak pisał ks. Wincenty Granat - ale jest ponadto dowodem, że Bóg nam pomaga na drodze naszego zbawienia, bo stał się On dla nas przyjacielem i podtrzymującą siłą, abyśmy do celu swego doszli".

Ona pobudzała ją do ciągłej adoracji i gorącej prośby do Maryi Wspomożycielki Wiernych, aby Ona wypraszała jej wielką miłość do Tajemnicy Ołtarza. Codziennie razem z siostrami wołała: "O Maryjo, wspomagaj nas w ustawicznej modlitwie, przez którą łączyłybyśmy się z Chrystusem i w gorącym nabożeństwie do Tajemnicy Ołtarza, iżby ta była najwyższym celem uwielbień naszych i miłości bez granic".

Ta serdeczna prośba Matki Franciszki Marii jest wyrazem pragnień Serca Jezusowego i nauki Kościoła.

Kult Eucharystii, tak znamienny dla jej duchowości, był zrealizowaniem tej nauki i żywym przykładem czci i miłości należnej Bogu, do której tak gorąco zachęca Kościół święty swoich wiernych.

W tym swoim dążeniu była Matka prawdziwą córką świętego Ojca Franciszka, który wielką czcią otaczał Najświętszy Sakrament.

Eucharystia była słońcem krótkiego życia Matki, z Niej czerpała moc i siłę, w Niej znajdowała źródło duchowej radości i szczęścia.

"Twarz jej śniada i nieco pociągła - pisze o niej ks. Euzebiusz Brzeziewicz - po Komunii św. zdawała się być jasną, przebijał się na niej wyraz radości i szczęścia, połączonego ze skupieniem jakimś nadziemskim".

To wielkie skupienie trwające w jej duszy ułatwiało jej duchową łączność z Bogiem. Ostatnie lata były niemal ciągłą komunią duchową i uwielbieniem Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie.

Z głębokiej wiary i gorącej miłości wypływała jej cześć zewnętrzna, jaką otaczała Tajemnicę Ołtarza. Siostrom często zwracała uwagę, jeśli zaniedbywały przyklęknięcia przed kaplicą lub przed Najświętszym Sakramentem w pokoju chorej.

W związku z tą szczególną czcią Pana Jezusa Eucharystycznego, ks. Władysław Szczęśniak opowiada wzruszający moment z życia Matki: "Kiedy przyniosłem Najświętszy Sakrament do waszego domu, do chorej siostry śp. Matka Franciszka Maria wymolestowała, że przez czas, kiedy ja chorą będę spowiadał, ona będzie adorować Pana Jezusa, klęcząc bardzo blisko przy otwartym naczyniu z Panem Jezusem, zastrzegłem jednak, aby się nie dotykała - jakże ona była wtedy szczęśliwa, co malowało się w całej jej postaci".

Bogate jej życie wewnętrzne rozwijało się w promieniach Eucharystii, a adoracja i wynagrodzenie jest jego charakterystyczną cechą.

Modlitwa, praca i cierpienie w jej sercu nabierały znamion uwielbienia i wynagrodzenia. Często można było ją spotkać na adoracji, zatopioną w modlitwie i wpatrzoną w Najświętszą Hostię. Miłująca jej dusza pogrążona w skupieniu była już nie na ziemi, ale w niebie, dokąd wyrywało się jej serce, a tylko ciałem trwała jeszcze i z całym zapałem zabiegała o dobro powierzonych jej dusz.

Czasem łączyła się w śpiewie ulubionej pieśni, nucąc z miłością:

"Przecudna Twarzy niebieskiego Mistrza,
Od gwiazd jaśniejsza, od krynicy czystsza.
Wieczna Ci miłość i hołd i pokłony
W przybytkach naszych kornie utajony.
Niech dniem i nocą w Ciebie zapatrzeni Światło czerpiemy od Twoich promieni.
I wciąż Ci niesiem wśród nas utajony Za wszystkich ludzi miłość i pokłony".

Matka Założycielka pragnęła tym gorącym ogniem miłości rozpalić wszystkie serca i rzucić je do stóp Jezusowych w kornej adoracji. Tym pragnieniem przynaglona zachęcała siostry do adoracji i uwielbienia, przepisując im w ustawach czas adoracji i odpowiednie akty. Wiedziała, że "Eucharystia jako rzeczywista obecność Pana Jezusa jest ustawicznym wołaniem o miłość ku Bogu, który się stał człowiekiem i za nas wycierpiał, abyśmy przybrania synowskiego dostąpili. Chrystus Pan wówczas, gdy żył na ziemi w sposób widzialny i teraz, gdy żyje pod zasłoną Eucharystii, przeniósł tyle cierpień, upokorzeń i wzgardy, że jest najlepszym, konkretnym, życiowym przykładem kochającego serca, które pragnie szerzyć dobro na ziemi. Eucharystia jest więc dziełem Miłości Bożej i wzbudza miłość w ludzkich sercach".

Tą miłością zachwycona dążyła Matka Franciszka do miłości i wyniszczenia, prosząc na kolanach: "O Jezu utajony w Najświętszym Sakramencie, spraw, niech ognista i słodka moc miłości Twojej, oderwie serce moje od wszystkich stworzeń i rzeczy tego świata, spraw, abym z miłości dla Ciebie na każdy dzień umierała i wyniszczała siebie, jako Ty z miłości dla mnie wyniszczyłeś się w tym Najświętszym Sakramencie".

Sama bardzo kochając, chciała niejako przekonać się i dotknąć tej miłości w innym ludzkim sercu i dlatego z prostotą dziecka pytała w liście do ks. Ignacego Radzikowskiego: "Ja się zastanawiam niekiedy, co to się w sercu Ojca dzieje w czasie Mszy św., albo w czasie adoracji, kiedy tak blisko nań patrzy i tak długo Go trzyma. Wtenczas Go Ojciec ze szczególną miłością kocha, o mało serce nie pęka z miłości, prawda?"

Urzeczona tym zbytkiem miłości Boga-Człowieka, który chciał pozostać z synami ludzkimi, pisała do ks. I. Radzikowskiego: "Niedawno, bardzo miłego wrażenia doznałam będąc o parę mil od nas na Mszy św., w małym wiejskim kościółku. Pogoda była cudna, kościółek cały dzień otwarty, szum drzew, ptaszęta śpiewają, jaki dobry Pan Jezus, że w tak ubogim kościółku mieszka dla nas. Gdym patrzyła na drzwiczki ukochanego Jego więzienia, to mi się błogo w duszy robiło".

Jej prawdziwa, nadprzyrodzona miłość połączona z uczuciem serca, pociągała dusze sióstr i wszystkich, z którymi kiedykolwiek się zetknęła, rozbudzając w nich miłość i wdzięczność ku Bogu tak dobremu. Z wiarą i czcią Tajemnicy Ołtarza łączyła głęboki szacunek dla szafarzy tego Sakramentu, podobnie jak św.O. Franciszek, gotowa była całować nogi najuboższemu kapłanowi. Za kapłanów się modliła, o powołania kapłańskie prosiła, bo dobrze rozumiała, czym jest kapłaństwo w życiu Mistycznego Ciała.

Zachęcając swego brata, Jakuba, pisała: "Gdybym ja mogła ci przelać to, co czuję, kiedy myślę o kapłaństwie, wszystko byś rzucił i wstąpiłbyś do seminarium".

I przedstawiała mu dostojeństwo, godność i szczęście powołania kapłańskiego: "Wyobraź sobie, jaki to przywilej mają kapłani, co dzień w ręku Chrystusa piastują i mogą tak blisko nań patrzeć, i tak długo Go trzymać i co dzień Go z nieba sprowadzać i ciągle Go do serca przyjmować. Ty byś mógł z Panem Jezusem tak blisko żyć, od ciebie zależy, czy Pan Jezus Ci się odda" i dalej: "Bóg Wszechmocny będzie Tobie posłuszny [...] i będziesz mógł z Nim żyć, jak z najlepszym przyjacielem, kochać Go, zatapiać się w tym oceanie mądrości, piękna i chwały, ach niepojęte będzie twoje szczęście już tu na ziemi".

Matka Franciszka nieraz odczuwała w sercu to, co w gorących słowach skreśliła bratu, a im więcej jednoczyła się z Bogiem, tym goręcej pragnęła zjednoczenia. Ten głód duszy spragnionej miłości i zjednoczenia, na ziemi nigdy nie został nasycony w pełni.

W tym swoim umiłowaniu Tajemnicy Ołtarza i rozszerzaniu czci Pana Jezusa Eucharystycznego, Matka nie była odosobniona, choć zapewne nie znała bliżej tych, którzy tej sprawie poświęcili całe swoje życie.

W drugiej połowie XIX wieku, na zachodzie Europy rosła i potężniała miłość i cześć Najświętszego Sakramentu.

W tym czasie działa św. Piotr Julian Eymard (1811-1868), zakładając Zgromadzenie Kapłanów od Najświętszego Sakramentu oraz wielka czcicielka Eucharystii, Maria Tamisier, która dała projekt pierwszego Kongresu Eucharystycznego, jaki odbył się w czerwcu 1881 r. w Lille. Powstaje Sodalicja Adoracji Wynagradzającej Narodów Katolickich, zaaprobowana przez Leona XIII w 1883 r. i Arcybractwo Adoracji codziennej, powszechnej, ustawicznej, które w 1894 r. uzyskało zatwierdzenie. Wszędzie wzbudzał Bóg dusze i powoływał do życia nowe zgromadzenia, aby Mu za miłość odpłacały miłością i wynagradzały niewdzięczność ludzką.

Obok głębokiego nurtu eucharystycznego, jaki ogarnął dusze Bogu oddane, wyrosło nabożeństwo do Najświętszego Oblicza Pańskiego. Umęczona i krwią zbroczona Twarz Chrystusa Pana, odbita na chuście Weroniki, była rzeczowym dowodem Miłości Bożej ku ludziom, była przypomnieniem zniewag, jakie Mu ludzkie serca wyrządzają, ona pobudzała do wdzięczności i wynagrodzenia.

Samo jednak nabożeństwo w formie zaaprobowanej przez Kościół święty, pojawiło się w drugiej połowie XIX wieku. Istotną przyczyną powstania tego nabożeństwa były objawienia, jakie otrzymała s. Maria od św. Piotra, karmelitanka z Tours, we Francji, w czasie od 26 sierpnia 1843 r. do 7 lipca 1848 roku.

Z kultem Oblicza Pańskiego ściśle powiązane było dzieło wynagrodzenia. Potrzeba ekspiacji jest w życiu Kościoła zawsze aktualna i konieczna. Wprawdzie Pan Jezus w zbawczym dziele Odkupienia złożył Bogu zadośćuczynienie za grzechy ludzkości, chciał jednakże, by człowiek odkupiony przez Niego, w łączności z Nim złożył Bogu maleńką cząstkę swego cierpienia i zadośćuczynienia. Dlatego powoływał dusze i obudzał w nich pragnienie wynagradzania Bogu za grzechy.

W krótkim czasie po objawieniach s. Marii od św. Piotra powstało Stowarzyszenie Wynagradzania Bogu wyrządzanych zniewag i uzyskało aprobatę Piusa IX, 27 lipca 1847 r., który, zatwierdzając je, powiedział, że "wynagrodzenie zbawi świat".

W roku 1876 w Tours zorganizowane zostało Stowarzyszenie Kapłanów Oblicza Pańskiego, które miało rozszerzyć cześć Najświętszego Oblicza i rozwijać dzieło wynagrodzenia.

Na terenie Polski działał wtedy o. Honorat i on to właśnie stał się gorliwym apostołem czci Oblicza Pańskiego i dzieła wynagradzania. W roku 1890 i 1891 wydał dwie książeczki na ten temat. W jednej pt. Nowy dar Jezusa (Kraków 1891) omówił szeroko sprawę wynagradzania i kultu Najświętszego Oblicza, a w drugiej pt. Okaż nam Oblicze Twoje. Nabożeństwo wynagradzające (reparatrice) do Oblicza Pańskiego, do Imienia Bożego i niektórych tajemnic świętych (Warszawa 1890, 18932, 19033, 19134) zebrał modlitwy dla uczczenia Oblicza Pańskiego i akty wynagradzające.

W książce Nowy dar Jezusa podaje znamienny fakt ze swego życia, który stał się początkiem jego nawrócenia. Pisze tam: "Znaliśmy człowieka, który przez nieszczęśliwe, szkolne wychowanie straciwszy wiarę, żył długo bez pamięci na Boga. Jednego razu zostając w samotności, uczuł dotykalnie, jakby Oblicze Boże na nim spoczęło i wtedy odezwał się słowy od dawna niepowtarzanymi: Ojcze nasz. Odtąd wiara powoli, ale coraz bardziej wracała do jego serca i w końcu przywiodła go do poświęcenia się Bogu na służbę. Dziwiło go to zawsze, bo to się stało bez żadnych wpływów zewnętrznych, nie mógł wtedy słyszeć zbawiennego słowa ani książki religijnej przeczytać, dopiero, gdy się dowiedział, że to był ten sam dzień, w którym po raz pierwszy Stowarzyszenie Wynagradzające było potwierdzone, zrozumiał, że to on był pierwszą zdobyczą tego Oblicza i od tego czasu czuł się w obowiązku rozszerzać chwałę Jego".

To głębokie przeżycie pobudziło o. Honorata do rozszerzenia czci Najświętszego Oblicza i do wynagradzania Bogu za grzechy.

Sam to czynił z wielką gorliwością i innych do tego zachęcał.

Matka Franciszka Maria Witkowska, pozostając pod jego duchowym kierownictwem, poszła za jego zachętą i za zewnętrznym poruszeniem łaski rozmiłowała się w Najświętszym Obliczu, a wynagrodzenie uczyniła treścią swojego życia i istotnym zadaniem Zgromadzenia. Dla niej to Najświętsze Oblicze kryło się zawsze w Najświętszym Sakramencie. Wszystkie akty miłości, czci, uwielbienia i wynagrodzenia tam kierowała, bo pod postaciami sakramentalnymi widziała Jezusa Chrystusa z ciałem, duszą i Bóstwem.

Ojciec Honorat, przysyłając jej książkę Okaż nam Oblicze swoje, która miała być zbiorem modlitw dla niej i dla Zgromadzenia, taką wpisał zachętę: "Wpatruj się często w to Przenajświętsze Oblicze potem oblane, w pracach ręcznych od młodości, abyś się zachęcała do naśladowania tego Boskiego wzoru w pracach dla miłości Bożej podjętych i drugie do tego prowadziła. Spoglądaj często na to Przenajświętsze Oblicze krwawym potem oblane, abyś się pobudzała do wynagrodzenia zniewag, jakie Mu ludzie wyrządzają w czasie prac spełnianych w duchu tego świata.

Przeglądaj się często w tym Obliczu, jako zwierciadle, abyś odbiła je na swojej duszy i stała się podobna w dobroci, łaskawości i zasłużyła wpatrywać się w nie przez wieczność całą".

Posłuszna Ojcu, wpatrywała się z miłością w to Boskie Oblicze ukryte w Eucharystii, całymi godzinami trwała na adoracji, zwłaszcza w okresie karnawału. I im głębiej poznawała Boga i Jego miłość, tym lepiej rozumiała złość ludzką i tym gorętsze budziło się w jej sercu pragnienie wynagrodzenia. Dążyła do tego, aby każda dusza kochająca Boga przejęła się głęboko duchem wynagradzania i starała się, aby całe życie i wszystko, co czyni lub cierpi, było aktem wynagrodzenia. Pisząc w tym czasie ustawy, jak złotą nić wplatała w nie nabożeństwo wynagradzające. W listach do o. Honorata mocno tę rzecz podkreślała, zaznaczając, że "cześć wynagradzająca Oblicza w Najświętszym Sakramencie bardzo podniosła wśród nas ducha, to też nie trzeba jej usuwać na drugi plan, ale wyraźnie przedstawić i określić, i zaznaczyć, że stanowi ona część główną naszego powołania i całe nasze życie winno być nią przeniknięte.

Jest to koniecznie potrzebne, jako skuteczny bodziec do pracy i życia wewnętrznego". I przypominała Ojcu, iż sam powiedział, że "cześć wynagradzająca będzie istotną częścią powołania" w Zgromadzeniu Sióstr Najświętszego Imienia Jezus.

Modlitwy, komunie duchowe, adoracje tchną tą jedną myślą przewodnią - wynagrodzenia. Praca, zmęczenie, umartwienie wynikające z ukrycia, ubóstwo, cierpienie i pokuta w życiu Matki Franciszki Marii były wynagrodzeniem.

Ta postawa wewnętrzna skłaniała ją do szukania nowych okazji do poświęcenia i ofiary. Trwając w skupieniu i modlitwie, strzegła pilnie serca i zmysłów swoich, a to doprowadziło jej duszę w głębiny życia Wewnętrznego. Umiała doskonale łączyć ducha modlitwy z duchem pokuty i umartwienia, który jest nieodłącznym czynnikiem życia wewnętrznego dusz oddanych Bogu na wynagrodzenie. Matka Franciszka Maria wiedziała o tym dobrze, że modlitwa bez ofiary niewiele może, dlatego polecała siostrom, aby swoje modlitwy łączyły z umartwieniem. Jakkolwiek bardziej ceniła umartwienia wewnętrzne i te, które sama Opatrzność zsyła jej na każdy dzień, w ubóstwie, pracy i cierpieniu, to jednak nie zaniedbywała i zewnętrznych umartwień. Krótka notatka z dzienniczka daje nam tego oczywisty dowód:

"Umartwienia: 1. Dyscyplina 3 razy w tygodniu.
2. Pasek 2 razy po godzinie.
3. W piątek herbata bez cukru.
4. Niewygodne spanie.
5. W piątek post co do ilości.
6. Co dzień odłożyć pół bułki".

To gorące jej pragnienie - wynagrodzenia, ciągle nienasycone, pobudzało ją do wysiłku każdego dnia. Pragnęła własną krwią zmywać z dusz ludzkich skazy grzechowe i za miłość płacić Panu Jezusowi miłością.

Jak zanotowała jedna z sióstr: "dyscyplina i pasek były w częstym jej użyciu. Kilka razy zastałyśmy drzwi zbryzgane krwią od jej użycia. Matka mając krótki wzrok, nie zauważyła tego i tak się zdradziła przed nami ze swym umartwieniem".
W miłości, wyniszczeniu, umartwieniu, cierpieniu i pracy życie jej zamieniło się na "święte szaleństwo krzyża". Oddawała Bogu każdego dnia "wszystko za wszystko" w duchu ofiarnej miłości i wynagrodzenia.

2. Kult Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych

Kult Matki Bożej, Wspomożycielki Wiernych, rozwija się w Kościele od XVI wieku. W drugiej połowie XVI wieku Turcy wyprawili potężną flotę celem zniszczenia chrześcijaństwa. Papież św. Pius V, widząc grożące niebezpieczeństwo, całą nadzieję położył w Matce Bożej, a po odniesionym zwycięstwie pod Lepanto w 1571 r., ustanowił uroczystość Matki Boskiej Zwycięskiej i w Litanii Loretańskiej polecił wzywać Maryję jako Wspomożenie Wiernych.

W roku 1684 po zwycięstwie Jana Sobieskiego pod Wiedniem, obok uroczystości Imienia Maryi, powstało przy kościele św. Piotra Bractwo Wspomożenia Wiernych, które po 50 latach rozwoju liczyło trzy miliony członków.

Wierni w całym Kościele z wielką ufnością wzywali pomocy Maryi Wspomożycielki i zawsze byli wysłuchani.

Z początkiem XIX wieku papież Pius VII został uwięziony przez Napoleona I, stan Kościoła był ciężki, Popłynęły znowu błagalne prośby do Maryi. Napoleon poniósł klęskę, a uwolniony papież z wdzięczności ku Matce Bożej polecił uroczyście obchodzić święto Matki Bożej, Wspomożycielki Wiernych, w dniu swego powrotu do Rzymu, tj. 24 maja.

Po raz pierwszy obchodzono je w roku 1815. W tym też roku urodził się wielki apostoł nabożeństwa do Matki Bożej, Wspomożycielki Wiernych, św. Jan Bosko, który w swej apostolskiej pracy z polecenia Matki Najświętszej zajął się opuszczoną młodzieżą. Organizował on dla niej zakłady, wychowywał ją, uczył rzemiosła i przygotowywał do życia.
Dzieło jego pod opieką Matki Bożej, Wspomożycielki Wiernych rozwijało się wspaniale i znane było nie tylko we Włoszech, ale prawie na całym świecie. Jego zakłady były przykładem doskonale prowadzonych placówek wychowawczych dla opuszczonej młodzieży.

Matka Franciszka Maria Witkowska słyszała o nim wiele i interesowała się jego apostolską pracą, o czym wyraźnie wspomina w swoich listach do o. Honorata, a podejmując się pracy nad warstwą rękodzielniczą i wychowaniem młodzieży oraz organizowaniem zakładów dla młodych rękodzielniczek, za jego przykładem na szczególną patronkę swojego dzieła obrała Matkę Bożą, Wspomożycielkę Wiernych.

W dniu zawiązku Zgromadzenia razem z dwoma kandydatkami oddała się Matce Najświętszej na własność, obierając Ją za Matkę, Mistrzynię, Właścicielkę i Opiekunkę swej duszy i powierzonego jej przez Boga dzieła. Oddała Maryi Wspomożycielce Wiernych w niewolnictwo ciało i duszę, i wszystkie swoje dobre czyny i zasługi razem ze zgromadzeniem, pragnąc, aby Maryja tym wszystkim rozporządzała na większą chwałę Swego Boskiego Syna.

Osłonięta płaszczem Niepokalanej Wspomożycielki, opierając się na Jej macierzyńskim Sercu, zbliżała się coraz bardziej do Jezusa, a jej apostolska praca wydała obfite plony.

Zgodnie z przewodnią myślą tego aktu wszystko czyniła z Maryją Wspomożycielką, w Jej ręce składała każdego dnia wszystkie duchowe i doczesne potrzeby, wzywając Jej Imienia w Litanii, którą sama ułożyła i którą poleciła odmawiać codziennie, aby uprosić pomoc i wstawiennictwo Matki Bożej. Czysta jej dusza olśniona blaskiem Niepokalanej Panienki, żyjąc wśród świata i tylu różnych okazji, bezpieczna była pod okiem Niepokalanej Matki, bo wiedziała, że "nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny może zjednać u Boga łaskę wielkiej czystości i uchronić od ciężkich pokus".

Głębokie życie wewnętrzne Matki Marii Franciszki otoczone było ciepłem macierzyńskiego Serca Wspomożycielki Wiernych. Część oddawana Matce Bożej, Wspomożycielce Wiernych, nie jest jakimś dodatkowym nabożeństwem w życiu wewnętrznym Matki, ale tworzy z nim integralną całość, przenikając je we wszystkich sprawach.

Matka dobrze rozumiała, że byłoby błędem iść do Pana Jezusa, pomijając Maryję, Jego Matkę, którą Kościół Święty nazywa Pośredniczką Wszystkich Łask.

Papież Leon XIII w encyklice o Różańcu, krótko ujął tę zasadniczą prawdę nauki Kościoła o pośrednictwie Maryi, pisząc: "Zgodnie z wolą Bożą wszystko jest nam udzielone tylko przez Maryję, i tak jak nikt nie może przyjść do Ojca inaczej jak przez Syna, tak prawie nikt nie może zbliżyć się do Chrystusa inaczej, jak przez Maryję".

To też Matka Franciszka żywiła prawdziwe i głębokie nabożeństwo do Matki Zbawiciela i pragnęła z całego serca czcić Ją we wszystkich Jej tajemnicach i rozszerzać Jej nabożeństwo, dlatego swoje duchowe dzieci serdecznie prosiła: "Kochajmy Maryję i starajmy się, by nasze Zgromadzenie pałało tą gorącą miłością ku naszej Niebieskiej Matce, a Bóg nam pobłogosławi i z Nią przyjdą nam wszystkie dobra: łaska i świętość" (§ 265) i zapewniała, że "im goręcej ukochają Maryję, i z im większym zapałem służyć Jej będą i szerzyć Jej cześć, tym łatwiejszy i pewniejszy będzie ich postęp w doskonałości, tym większe dary otrzymają od Pana Boga, tym owocniejsze będą ich prace" (§ 264), bo pod wpływem Maryi wzrost w doskonałości dokonuje się wyjątkowo łagodnie, a postęp duchowy jest zapewniony.

To prawdziwe i szczere nabożeństwo do Matki Bożej, Wspomożenia Wiernych ułatwiało jej bardzo zażyłość z Panem Jezusem na modlitwie, rozbudzało w jej duszy miłość ku Bogu, pociągało do wynagrodzenia i życia ukrytego.

Szła do Boga przez Maryję, a Chrystus rósł w jej duszy, tak, że mogła mówić o sobie, powtarzając słowa św. Pawła: "Żyję ja, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus".

3. Ofiara za Kościół Święty

"Ażeby ofiara nasza za Kościół Święty, była miłą Bogu".
Na początku swego nawrócenia św. Franciszek z Asyżu, usłyszawszy wezwanie Boże, przystąpił do odbudowy kościoła św. Damiana. Odbudowa tej świątyni, z takim zapałem i zaparciem siebie prowadzona, stała się symbolem zasadniczego zadania, jakie Bóg powierzył mu na ziemi do wykonania. Zadaniem tym było duchowe odrodzenie Kościoła, który w tym czasie borykał się z różnymi trudnościami.

Św. Franciszek pragnął za wszelką cenę, aby jego synowie byli zawsze w jedności z Kościołem, wierni w posłuszeństwie i uległości Ojcu świętemu. Charakterystycznym rysem duchowości franciszkańskiej jest umiłowanie posłuszeństwa jego nauce i nakazom.

Tym duchem przeniknięta Matka Franciszka, wielką miłością otaczała Kościół Boży, a widząc jego prześladowanie i ucisk ze strony rządu, który starał się za wszelką cenę ograniczyć jego działalność i wpływ na społeczeństwo, zapragnęła złożyć swoje życie za jego wolność i zwycięstwo.

Zachęcona przez o. Honorata i pobudzona przez ciągłe ukazy i zarządzenia ograniczające pracę apostolską Kościoła często rozważała tę sprawę, modliła się i każdego dnia ponawiała swoje pragnienie złożenia tej ofiary. Rozmawiała o tym z siostrami, zachęcając je i przygotowując do tego aktu, tak wielkiej wagi w życiu osobistym każdej z nich i w życiu Zgromadzenia.

Według określenia Matki Franciszki: "Zaofiarowanie całego Zgromadzenia za wolność i podwyższenie Kościoła na całym świecie miało być główną intencją, przenikającą wszystko. Czwartym ślubem czy też aktem heroicznym, który miał się stać wyrazem wierności i przywiązania do Kościoła Świętego".

Słowem i przykładem własnego życia zachęcała siostry, aby "swoje prace, pokuty, modlitwy ofiarowały Bogu, aby wolność i rozwój Kościoła św. wciąż nowym jaśniały blaskiem, będąc gotowe na złożenie nawet swojego życia w tej intencji".

Ta całopalna ofiara, zgodnie z pragnieniem jej serca, miała być wynagrodzeniem Panu Bogu za wszystkie zniewagi wyrządzane mu przez odstępstwa, herezję i nieposłuszeństwa Kościołowi świętemu. Miała być błagalnym wołaniem o robotników do winnicy Pańskiej, gorącą prośbą o wielką gorliwość dla dusz oddanych Bogu.

Uroczystego aktu poświęcenia dokonała razem ze Zgromadzeniem swoim w dniu 10 grudnia 1893 r., na co otrzymała szczególne błogosławieństwo o. Honorata. Bóg przyjął ofiarę, a Matka w jej duchu żyła. Opracowując ustawy, mocno podkreślała ten moment i pragnęła, aby ta ofiara stała się zasadniczym rysem powołania siostry Imienia Jezus. Całym sercem powtarzała ten akt zaofiarowania się w tej uroczystej chwili, 10 grudnia i każdego dnia po Komunii św., chcąc niejako zaznaczyć nim każdy czyn, myśl i pragnienie: "Poświęcam się i ofiaruję Bogu razem z tą duchową rodziną moją, z tym wszystkim, co nam Pan Bóg zasłużyć pozwoli, Przez Niepokalane Serce Najświętszej Panny Maryi, na wynagrodzenie zniewag Bogu wyrządzanych, którą obrała za przewodniczkę swoją na drodze zbawienia, prowadzącej do zjednoczenia z Bogiem. To poświęcenie było dopełnieniem ofiary, jaką złożyła w duchu wynagrodzenia i uwielbienia Najświętszego Oblicza w Hostii ukrytego.

4. Apostolstwo i życie ukryte

"Istotnie - ukochać tylko Boga i dać Go innym ukochać - to moje żądanie", tego pragnęła i do tego dążyła w swojej apostolskiej pracy Matka Franciszka. Jej gorliwość o dusze wypływała z miłości ku Bogu i ze zjednoczenia z Nim; była uczestnictwem w Jego miłości ku ludziom. Duszą jej apostolskiego czynu, pełnego poświęcenia i zaparcia, było życie wewnętrzne. Im ściślej jednoczyła się z Bogiem przez miłość, z tym większą żarliwością zabiegała o zbawienie dusz.

Była prawdziwym pomocnikiem Bożym, umierającym nieustannie miłości własnej i próżnej chwale. Nie zniechęcała się trudnościami, żyjąc w ścisłej łączności z tą nieskończoną Miłością, której była pokornym narzędziem, uległym we wszystkim działającej obecności Ducha Świętego. We wszystkich swoich pracach ściśle uzależniała się od woli o. Honorata, nie troszcząc się o wyniki i owoce swoich dążeń, pragnąc jedynie oddać chwałę Bogu i ratować ginące dusze.

Podstawą jej zewnętrznej działalności było głębokie życie modlitwy i ofiary. To doskonałe zharmonizowanie apostolskiego czynu z życiem bogomyślnym jest najlepszym dowodem pełnej dojrzałości jej ducha, bo ta harmonia wypływa jedynie z doskonałej miłości.

Ideał apostolski był potężną dźwignią jej osobistego uświęcenia. W bezpośredniej pracy apostolskiej oddawała się siostrom i ludziom z pracy rąk żyjącym - rękodzielniczkom-szwaczkom. Chciała przykładem swego życia ukazać im prawdziwy cel, do którego mają dążyć, świadcząc, że praca wykonywana dla Boga jest zdolna człowieka uszczęśliwić i z Bogiem zjednoczyć.

Pragnęła nadać pracy chrześcijański charakter, a przez to zapobiec grożącemu niebezpieczeństwu, tak ze strony tych, którzy pracą gardzili, jak i tych, którzy w pracy widzieli jedynie cel i środek do wzbogacenia się. Chciała nauczyć ludzi modlić się i pracować, jak przystoi ludziom i dzieciom Bożym i dopomóc im odnaleźć sens i prawdziwą wartość pracy w Bożych planach odkupienia świata.

Szła do ludzi z pomocą duchową, a nawet materialną, organizowała pracownię, myślała o zakładach dla dzieci z rodzin rękodzielniczych, o katolickim wychowaniu 1 przygotowaniu ich do życia. Założyła Schronienie dla Ubogich Szwaczek, w którym znalazły opiekę staruszki wyniszczone pracą zawodową oraz młode rękodzielniczki, które miały możność nauczenia się zawodu i życia prawdziwie chrześcijańskiego. Matka Franciszka nie mając żadnych funduszów na ten cel, z całkowitym zaparciem się chodziła i upraszała możnych o wsparcie.

W tej niezmordowanej pracy nie znała wypoczynku, dzieląc czas między siostry, organizację Zgromadzenia oraz pracę apostolską. W niedzielne popołudnia nauczała siostry zjednoczone, wygłaszając konferencje i przyjmując sprawozdania. Swą cichą pracą wywierała pośrednio wpływ na ich życie w rodzinach i magazynach, w których pracowały.

Całą duszą pragnęła, aby wszyscy ludzie znali Pana Boga i kochali Go ze wszystkiego serca swego i ze wszystkich sił swoich, jak tego jest godzien.

Wszyscy, którzy mieli możność zetknąć się z Matką Franciszką, znagleni byli do poprawy życia i umiłowania Boga. Jej wdzięk świętości, jak powszechnie mówiono, zjednywał wszystkie serca, a jej obejście delikatne, uprzejme i pełne miłości oraz szacunku dla człowieka, budziło w duszach ludzkich miłość prawdy i dobra. Nawet w najbardziej biednej duszy umiała odnaleźć pierwiastek dobra i piękna i na nim budowała swoje oddziaływanie.
Z wielką miłością na wzór Boskiego Mistrza umiała się pochylić nad ludzką nędzą, podnieść ją i uszlachetnić. Tak w gronie sióstr, jak również w gronie bliskich i znajomych, darzono ją szacunkiem, zaufaniem i miłością.

Krótka notatka z listu ks. Euzebiusza Brzeziewicza ukazująca maleńki fragment z jej życia wiele o tym mówi: "Zauważyłem nadto - jak pisze - że tak służba kościelna, jako też bardzo wiele osób spośród wiernych, modlących się w kościele, otaczało tę osobę głębokim szacunkiem, żal mi było, że przestała bywać w kościele Św. Krzyża, gdzie swym przykładem i zachowaniem pełnym prostoty oraz modlitwą tak wiele czyniła dobrego".

W gorącej trosce o zbawienie dusz gotowa była oddać wszystko, byle ich uratować jak najwięcej i połączyć z Bogiem w miłości. Problem pracy i przygotowania dziewcząt do życia odgrywał ogromną rolę w życiu społecznym w ostatnich latach XIX wieku. Rozwiązanie tego zagadnienia nie było łatwe zarówno dla Kościoła, jak i społeczeństwa. Był to moment, który należało koniecznie wykorzystać, aby nie utracić wpływu na ludzi pracy i zapewnić im życie w duchu Ewangelii. Z tego względu ten nowy rodzaj apostolstwa w życiu ukrytym, to wplątanie się w sprawy ludzi pracujących, będące potrzebą czasu, było wypełnieniem zaleceń Kościoła i pragnień Boskiego Serca.

Istniejące warunki polityczne w kraju nie dopuszczały w tym czasie jawnej pracy apostolskiej, pozamykane klasztory i skazane na wymarcie były dostatecznym tego dowodem, coraz dalej idące ograniczenia paraliżowały działalność świeckiego duchowieństwa. Trzeba było koniecznie stworzyć jakąś formę zastępczą, która by umożliwiła pracę nad duszami i wpływ na szersze kręgi społeczeństwa, by je odrodzić pod względem religijnym i moralnym.

Doskonałym rozwiązaniem tego zagadnienia była forma życia ukrytego. Pod jego osłoną żyły dusze całkowicie poświęcone Bogu i apostolskiej pracy.

Do tych dusz śmiałych i odważnych należała Franciszka Maria Witkowska, dla której ukrycie stało się nową formą pracy apostolskiej. Wpatrzona w Boski wzór Chrystusa Pana, usilnie dążyła do wzgardy świata i umiłowania prostoty, pokory i ubóstwa. Naśladowanie życia ukrytego Pana Jezusa i Jego Matki było w życiu Zgromadzenia jednym z zasadniczych środków uświęcenia i rozwijania życia wewnętrznego.

Zewnętrznie niczym nie zdradzała swego poświęcenia, kryjąca w swej duszy skarby łaski i darów Bożych oraz wielkie zamiłowanie życia wewnętrznego. Proste, a głębokie życie wewnętrzne Matki Najświętszej w ciszy Nazaretu, zachwycało jej duszę, a w sercu rosła radość, że i jej bohaterskie poświęcenie i ofiarna praca znana jest tylko Bogu, że spełnia wiernie Jezusową radę: "Ty, gdy chcesz pochwalić Boga, módl się w skrytości, namaść głowę twoją, gdy pościsz, a niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica".

"Widocznym było - pisał w liście ks. Euzebiusz Brzeziewicz - że w kościele unikała ludzi, że szukała zacisznego miejsca, gdzie by się mogła swobodnie modlić, a kiedy musiała wyjść ze swego ukrycia, aby przystąpić do Komunii św., to wówczas łatwo można było spostrzec jej niezwykłe skupienie i kontemplację nad wyraz piękną".

Ukrycie było niezbędną potrzebą jej duszy pogrążonej w głębinach Bożego Serca, która pragnęła za wszelką cenę zniknąć zupełnie, aby Chrystus mógł jaśnieć pełnym blaskiem miłości i chwały w duszach ludzkich. To nie była tylko zewnętrzna forma życia zakonnego, to była treść głębokiej pokory, która pobudzała ją do szukania zapomnienia, unikania rozgłosu i próżnej chwały. Wiedziała przecież, że Boskiego jej Oblubieńca zwano Synem cieśli i nie chciano wierzyć, że jest prawdziwym Bogiem, bo tak był ukrytym i tak we wszystkim podobne do swych braci, z wyjątkiem grzechu.

Ukrycie sakramentalne Pana Jezusa dopełniało miary jej rozważań, chciała podobnie być ukryta, aby każdy mógł się do niej zbliżyć bez obawy i lęku, a zetknąwszy z nią, by mógł poznać Chrystusa.

W obcowaniu z Bogiem i ludźmi była naturalna 1 Pełna prostoty, nie wyróżniając się niczym i niczym nie przysłaniając Bożej Miłości, którą całym życiem głosiła swemu otoczeniu, postępując w sposób godny Boga, podobając Mu się we wszystkim, przynosząc owoc w ukryciu przez każdy dobry uczynek i wzrastając w coraz głębszym poznawaniu Boga.

5. W posłuszeństwie i miłości

Zachęcona słowami Zbawiciela: "Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a przyjdź i pójdź za mną", opuściła dom rodzinny, jego wygody i życie w dostatku.

W życiu wspólnym mężnie znosiła braki i niedostatek, radosnym sercem składając Bogu na ofiarę. To rzeczywiste praktykowanie dobrowolnego ubóstwa dla miłości Bożej ubogaciło jej duszę. Otrzymała stokroć więcej, niż obiecał Chrystus Pan tym, którzy opuszczą dla Niego wszystko.

To pierwsze opuszczenie dóbr materialnych doprowadziło ją do opuszczenia największego skarbu, jaki na ziemi posiadała, tj. woli własnej. Powołanie i całe jej życie zakonne oparte było na posłuszeństwie. Rozumiała to dobrze, że posłuszeństwo jest najpewniejszą drogą do osiągnięcia doskonałości, bo posłusznym i miłującym Boga wszystko pomaga do dobrego.

We wszystkim dostosowała się do wskazówek i poleceń o. Honorata, bo wiedziała, że "zgubną jest własna wola i własna rada". Posłuszeństwo było tą życiodajną siłą jej powołania, bo płynęło z głębokiej wiary i miłości.

Była zupełnie spokojna, wiedziała, że spełniając wolę o. Honorata nie błądzi, ale wypełnia wolę Bożą. W notatkach swoich taką uwagę zanotowała: "wybrałam ojca za przewodnika i chcę patrzeć jego okiem na wszystkie sprawy, bo tak mi zasady posłuszeństwa dyktują".

Kierując innymi, we wszystkich swoich czynnościach uzależniała się od o. Honorata i m. M. Elżbiety Anny Stummer, nawet na najdrobniejsze szczegóły swego życia brała pozwolenie: np. "na napicie się wody, umycie rąk, uczesanie, chodzenie w obrębie mieszkania, zmianę ubrania, przywitanie kogoś na ulicy, otworzenie drzwi i na drobne, pokorne posługi". Chciała, aby każdy jej krok naznaczony był znamieniem posłuszeństwa i dzięki temu całe jej życie było posłuszeństwem płynącym z wiary i miłości ku Bogu.

Przykładem i jedynym wzorem, który naśladowała, był Pan Jezus, który powiedział o sobie: "Pokarmem moim jest czynić wolę Ojca" i tę wolę wypełniał ochotnym sercem i to w najtrudniejszych rzeczach.

Podobnie i Matka Franciszka, raz poddawszy się od wolę człowieka z miłości ku Bogu, mężnie trwała do końca. Posłuszeństwo wyzwoliło jej duszę z wątpliwości, wahań, niepokojów. Uprościło jej życie i podniosło na wyżyny nadprzyrodzone, dało jej siłę do walki i prawdziwą swobodę dzieci Bożych.

Żyjąc w posłuszeństwie, pomnażała się w miłości ciągle i nieustannie, bo wiedziała, że miłości nigdy za wiele, gdyż miarą miłości Boga jest miłość bez miary. Ta sama cnota, która sprawiła, że Maria Franciszka miłowała Boga dla Niego samego, doprowadziła ją do miłości człowieka jako dziecka Bożego. Tą szczególną miłością otaczała przede wszystkim siostry, z którymi każdego dnia obcowała i którymi kierowała w życiu zakonnym.

Znane jej były słowa świętego Ojca Franciszka, który powiedział, że "ten, komu powierzona jest władza, ten, który ma być najwyższym, niechaj uważa się za najmniejszego i za sługę innych braci. Niech każdemu z nich okazuje miłosierdzie, jakiego pragnąłby na jego miejscu sam dostąpić. Niech się nie gniewa na brata za winę popełnioną, lecz niech z całą cierpliwością i pokorą pouczy go łagodnie i doda mu otuchy".

Usilnie dążyła do zrealizowania tych poleceń w swoim życiu, czego wyrazem było zanotowane postanowienie: "powinnam tak gorliwie zająć się każdą duszą z osobna i z taką serdecznością, jak gdyby ona była moim ukochanym i jedynym dzieckiem i pragnąć jej we wszystkim dopomóc".

Z tego postanowienia zrodziła się w jej duszy miłość pełna delikatności, wyrozumiałości i łagodności, która umie wybaczać i umocnić człowieka. W każdej duszy starała się odnaleźć jakiś pierwiastek dobra, a kiedy nie mogła wytłumaczyć czynu, tłumaczyła intencję działającego.

Każde jej słowo, uśmiech i czyn były pełne miłości i wlewały w serca sióstr umiłowanie powołania i pobudzały ich wolę do heroicznych czynów. Żadna z nich nie odeszła od Matki bez pociechy i umocnienia. Rozmowa z nią była zadatkiem miłości i pokoju. Umiała odgadnąć każdą potrzebę i na każdą chwilę wnieść ciepło miłości. Siostry dobrze pamiętały te momenty, kiedy Matka zimową porą szła od łóżka do łóżka, otulała je kocem, robiła krzyżyk na czole i ciepłem macierzyńskiego serca rozgrzewała zmarznięte ich członki lub gdy oddawała podany jej kubek mleka.

Codziennie i we wszystkim świadczyła miłość i tej miłości nauczała je, mówiąc, że "cnota miłości ze wszystkimi, najdelikatniejszymi jej odcieniami palić się powinna w duszach sióstr z taką siłą, żeby nic a nic przygasić jej nie mogło, a wszystko potęgowała" (§ 77).

Siostry, widząc tę wielką miłość Matki, chętnie odkrywały przed nią tajniki swych dusz i z całym zaufaniem powierzały się jej kierownictwu, nie odczuwając żadnej trudności. Matka, miłując siostry, starała się przede wszystkim o dobro ich dusz. Pilnie strzegła obserwancji zakonnej i zaprawiała je do życia zakonnego, a ilekroć zachodziła potrzeba, robiła uwagi i naznaczała pokuty. Zawsze jednak istotą jej upomnień była wielka miłość duszy ludzkiej i troska o jej duchowe dobro.

W napominaniu była prawdziwą i roztropną Matką, nigdy nie okazywała swej władzy czy wyższości, ale zawsze zatroskaną miłość, która boleje nad upadkiem bliźniego. Dlatego jej upomnienia trafiały do dusz siostrzanych i jak balsam kojący leczyły ich duchowe rany, podnosiły je i zbliżały do Jezusa. Ta ogromna wyrozumiałość była najlepszą zachętą i przynagleniem do miłości.

Matka, rozdając wszystkim miłość, wnosiła pokój i wesele ducha, a sama gubiła się w promieniach nieskończonej miłości Eucharystycznego Serca Pana Jezusa.

za: K. Trela, Za wolność Kościoła. Sługa Boża Franciszka Maria Witkowska, Warszawa 2005.