Nowe Miasto n. Pilicą], 7 lutego 1916 r.
1. Jakże ja mam Wam przyganiać posługę przy chłopcach, kiedy tylko co był Czcigodny Ksiądz Założyciel tego zakładu ze łzami opowiadał mi, jak jest szczęśliwy, że dostał siostry, że się przekonał, że tylko przy pomocy zgromadzeń takie rzeczy prowadzić można. Ale w rzeczy samej nie ma nic bardziej niewłaściwego i chyba tylko w takim razie, gdybyście zupełnie nie miały co robić odpowiedniego do powołania, za bardzo wyjątkową dyspensą biskupią, wolno by Wam było to czynić. Starajcie się przeto bardzo delikatnie i powoli od tego się uwolnić. Ale najlepiej, abyście poradziły mu, aby się udał do Sług Jezusa, żeby mu dały sługi ze świata sumienne; w takim razie mogłaby jedna z Waszych kierować nimi. Ale mnie nie plątajcie, bo wiecie, że ja nie mam żadnej władzy nad zgromadzeniami i biskupi bardzo tego pilnują.
2. Rzeczywiście źle uważałem, że zgromadzenie pielęgniarek popełniło samobójstwo zgromadzenia, kiedy dla nich wyjątkowo było udzielone pozwolenie komisarzy, a zrobiły to tylko dlatego, że ich narwana Eleka upokorzyła się, a przy tym zaniechały tak ważnego zadania pielęgniarek. Pani Kolasińska pytała mnie o zdanie wtedy, gdy już miała upoważnienie od biskupa i komisarzy, więc milczałem i Bogu to zostawiłem. I teraz naturalnie Bogu to zostawiam, kiedy już tak władza kościelna urządziła. Ale dlaczego Wy nie staracie się o to, abyście mogły i pielęgniarki kierować, bo teraz w Św. Kongregacji nie przestrzegają tego, aby tylko jednemu zawodowi się oddawać, a mogłybyście to łatwo uczynić upomniawszy się o oddanie domu klimontowskiego.
Szanowna Pani Rościszewska bogaciła się, pobierając dochody z domu Waszego. Gdy wymawiałem to, powiedział mi, że Rościszewska zaprzecza temu, iżby zapisała to na emerytów włocławskich i że gotowa dzisiaj odstąpić tego daru, gdyby jakie zgromadzenie podjęło się pielęgnować pielęgniarki. Wam trudno samym występować, ale trzeba uprosić jakiego kapłana, może ks. Matulewicza, aby jako komisarz Wasz napisał do niej bardzo grzecznie w ten sposób:
„Jestem obecnie komisarzem pielęgniarek chorych, które były kiedyś w Klimontowie i bolejemy nad tym, że one zostały pozbawione sposobności spełniania swego zadania. Dowiaduję się od nich, że łaskawa Pani była fałszywie uprzedzona przez brata Błaszczyka, podrażnionego na nich za to, że odebrały braciom posesję około Mińska [Litewskiego]. Bardzo niesłusznie ich potępiono, bo doskonale się rządzą i wtedy, gdy były w Klimontowie, chociaż nie mogły na większą skalę zaprowadzić szpitala, bo Czcigodna Pani zabierała wszystkie fundusze zostawiając im małe mieszkanie potem, zupełnie usunęła, a jednak robiły bardzo wiele dobrego, przyjmowały w domu pojedyncze chore, chodziły z nimi do obcych, zaprowadziły ochronę i izbę pracy i zyskały sobie wielką przychylność u mieszkańców. Teraz świeżo dowiaduję się, że Błaszczyk odezwał się, że pani gotowa i dzisiaj odstąpić tego domu, byle się jakie zgromadzenie podjęło tego zadania. Udaję się przeto do łaski Wielmożnej Pani, aby raczyła temu samemu Zgromadzeniu tę łaskę uczynić, a my to jest władza kościelna będziemy pilnować, aby od tego zadania nie odstępowały, bo i same tego pragną".
Na pierwszy raz wypada poprzestać na takim grzecznym liście. A gdyby się opierała temu pisząc, że pani Makomaska zleciła jej opiekę nad tym domem i potwierdziła to odebranie, wtedy trzeba się postarać o ten list, który pisała do mnie krewna pani Makomaskiej i który musi być w aktach konsystorskich sandomierskich, bo na nim opierał się ksiądz komisarz, upominając się o ten dom u księdza biskupa włocławskiego i odpisać jej w ten sposób:
„Już dawniej odzywała się Pani o tym tłumacząc się, o czym gdy się dowiedział o. Honorat prosił P., aby była łaskawa być osobiście u pani Makomaskiej i zapytać, czy pani ma zlecone od niej czuwanie nad tym domem; na co pani Makomaska odpowiedziała, że pani Rościszewska nie ma żadnego prawa wtrącania się do tego domu, że to zostawione było do woli o. Honorata, komu ma zlecić jego własność i prosiła, aby była u ks. biskupa Zdzitowieckiego i oznajmiła mu o tym. O tym wszystkim doniosła o. Honoratowi ta pani. Ten list jest w naszych rękach. Niechże Pani raczy naprawić to, żeby w tym nie cierpiała jej sława".
A gdyby jeszcze się upierała, to trzeba jej napisać: „Niech Pani pamięta, że ten list ma moc prawną i moglibyśmy z nim się udać do sądu, bo dziś zgromadzenia mogą śmiało upominać się o swoje i nie potrzebują ukrywać się. I sąd łatwo zrozumie, dlaczego Zgromadzenie rachując na uczciwość Pani, prosiło ją, aby na swoje imię zapisała własność domu, ale nie upoważniło jej do zabierania wszystkich dochodów dlatego, że jej na kurację się przydały, a tym bardziej do wypędzenia właścicielek na ulicę. Żyje bardzo wiele osób, które przysięgą stwierdzą te rzeczy. Żyje osoba, która do ręki swej odbierała ofiarę pani Makomaskiej i najlepiej wie, jaka była jej intencja. I sama Najłaskawsza Dobrodziejka nie mogłaby nigdy odbierać raz uczynionej ofiary. Wtedy się także pokaże, że choćby prawdą było to, co Pani słyszała o pielęgniarkach, nie dawało by to Pani prawa do ich wyrzucania na bruk i przywłaszczania sobie prawa odbierania przez tyle lat dochodów. I sam Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup włocławski będzie zmuszony wyznać, że był uwiadomiony o tym, że Pani bezprawnie to wszystko czyni. My mamy z urzędu naszego obowiązek pilnować, aby ofiary czynione na dobroczynne zakłady były sumiennie na nie obracane i sumienie nam nie pozwała tej rzeczy zaniechać, nie tylko o zwrot domu i o przepisanie własności po potrąceniu swej cząstki upominać się musimy, ale i o zwrot wszystkich dochodów i o wynagrodzenie krzywdy wyrządzonej właścicielkom. Niechże Pani raczy uważać, jaka hańba stąd spaść może na cały ród tak powszechnie szanowany w całym kraju. I niech stara się to wszystko jak najprędzej szlachetnie zaspokoić. Inaczej będziemy zmuszeni do prawnych kroków się udać, o czym już z odpowiednimi urzędami naradzaliśmy się i zapewniono nas o pomyślnym skutku".
Gdyby jednak i po tym liście upierała się, radzę udać się do jej brata, który mieszka w płockim w Radominie, prosząc aby wpłynął na siostrę. Zdaje mi się, że ona użyła go do tego (gdy ją napomniałem, iż od pani Makomaskiej odpowiedź odebrałem), że przedstawiła mu fałszywie te siostry i uprosiła, aby on u Makomaskiej wyrobił to, żeby im odebrała dom. Ta pani naturalnie nie zgodziła się na to, ale milczeniem to zbyła, bo go bardzo szanuje. Więc trzeba i jego oświecić dokładnie, bo ostatni raz gdy był u mnie, tak prędko zbywał mnie, żeby nie przejść do tego interesu.
Nie zaniedbujcie tej sprawy, bo to rzecz wołająca o pomstę, żeby taka osoba bogaciła się ciągle dochodami z tego domu. Zdaje mi się, że ten dom na uboczu nieodpowiedni będzie do zakładania szpitala, ale będzie go można sprzedać, a kupić coś odpowiedniego, ale teraz nie trzeba o tym mówić, choć to także mogłoby być wymówką dlaczego tego zakładu od początku siostry nie rozwinęły.
Pamiątki i medaliki Oblicza Pańskiego załączam.
Boże błogosław służebnice swoje.
Zdaje się, że Rościszewska Helena mieszka tam, gdzie bracia, ale najlepiej na ręce braci pisać lub którego znajomego kapłana.
Św. Romualda 1916 r.
Piszcie zawsze swój adres.